W Austrii, Niemczech czy we Włoszech można się czasami natknąć na bardzo drogi patrol policji
Z urlopu można przywieźć nie tylko pamiątki, piękne wspomnienia i milion zdjęć z plaży. Czasami do kraju wracamy również z kwitkiem wręczonym nam przez zagranicznego funkcjonariusza policji. Bo źle zaparkowaliśmy, przekroczyliśmy prędkość albo popełniliśmy inne wykroczenie. Czy coś się stanie, jeśli nie zapłacimy grzywny?
Pamiętam, jak w latach 90. pojechałem z rodzicami do Francji. Przez Niemcy. Późnym wieczorem gdzieś w okolicach Frankfurtu nad Menem najpierw zobaczyliśmy w lusterkach błysk flesza, a potem – kogutów na radiowozie. Okazało się, że ojciec przekroczył prędkość – były roboty drogowe, ograniczenie do 70 km/h, a on jechał ponad 90 km/h. Jako, że zna niemiecki to próbował się z panami w gustownych uniformach dogadać przy pomocy 20-markowego banknotu. Ale wtedy usłyszał krótkie i stanowcze „To są Niemcy, a nie Polska”. A następnie otrzymał kwitek z sumą opiewającą na 80 marek. Płatne na miejscu i natychmiast. Gotówką. Bo jak nie, to zabezpieczenie rzeczowe. Albo areszt i sąd.
Od tamtej pory świat poszedł do przodu. Marki zastąpiło Euro, Unia się rozrosła, sieć autostrad oplotła cały kontynent, upowszechniły się fotoradary i płatności bezgotówkowe. Nie zmieniło się jednak jedno – kierowców nadal obowiązują przepisy, których złamanie karane jest mandatami. Zależnie od kraju, w różnej wysokości i różnie egzekwowanymi.
Radiowozy policyjne Kia można spotkać nie tylko w Polsce, ale także na Słowacji i w Wielkiej Brytanii
Złapani na gorącym uczynku
Jeżeli zostaniemy zatrzymani np. za przekroczenie prędkości bezpośrednio przez lokalną policję, to w niektórych krajach musimy zapłacić grzywnę „od ręki”. Tak jest np. we Włoszech. Jeżeli nie będziemy mieli przy sobie gotówki, patrol podjedzie z nami do najbliższego bankomatu. Jeśli odmówimy, funkcjonariusz będzie miał prawo nas zatrzymać i staniemy przed sądem. Sprawa odbywa się często w trybie przyspieszonym, a jej koszt – jeśli przegramy – może się okazać druzgocący dla naszej kieszeni. Bo oprócz mandatu zapłacić będziemy musieli także za pełnomocnika z urzędu i tłumacza. W rzeczywistości do takich sytuacji dochodzi rzadko. Podejście policjanta zależy w dużej mierze od kalibru naszego przewinienia. W Niemczech np. może ujść nam na sucho drobne przekroczenie prędkości, ale już jazda na zderzaku czy wyprzedzanie prawym pasem są karane bezwzględnie i surowo.
Weźmy pod uwagę, że coraz więcej drogowych patroli w krajach Unii wyposażonych jest w terminale płatnicze – trudno zatem będzie się wykręcać brakiem gotówki. Dotyczy to przede wszystkim wakacyjnych kurortów i miejsc szczególnie popularnych wśród turystów. Z kolei jeżeli policjant wręczy nam tzw. „mandat kredytowy” to na blankiecie wpisze termin, w jakim trzeba go opłacić. Co się stanie, jeżeli tego nie zrobimy? O tym będzie trochę dalej…
Zdjęcie już za 20 euro
W wielu europejskich krajach fizyczne patrole coraz częściej zastępuje się zaawansowanym sprzętem – nie tylko fotoradarami mierzącymi prędkość, ale także kamerami wychwytującymi przewinienia (np. przejazd na czerwonym świetle), a nawet specjalnymi radarami mierzącymi odległość między pojazdami. Co w sytuacji gdy jedno z takich urządzeń uwieczniło nasz wyczyn?
Jeżeli stało się to w Szwajcarii to całkiem prawdopodobne jest, że… nie wyjedziecie z tego kraju zanim nie opłacicie mandatu na granicy. Zdjęcia z fotoradarów trafiają do pograniczników błyskawicznie, a systemy specjalnych kamer rozpoznających tablice rejestracyjne wychwytuje samochody, które popełniły wykroczenia kilkaset kilometrów wcześniej.
Ale jeżeli przemieszczamy się wyłącznie między krajami należącymi do strefy Schengen to prawdopodobnie nie będziemy przechodzili żadnej kontroli granicznej. Co wówczas stanie się ze zdjęciami z fotoradarów, na których zostaliśmy uwiecznieni? Do 2014 r. przepadały. Zagraniczne służby bardzo rzadko wystawiały i przesyłały mandaty kierowcom z Polski. Wszystko zmieniło się, gdy zaczęła obowiązywać unijna dyrektywa o transgranicznej wymianie informacji o właścicielach pojazdów.
Umożliwia ona policji z innych krajów „namierzanie” aut z polskimi numerami rejestracyjnymi. Na początku korzystały z tego narzędzia tylko wybrane państwa m.in. Niemcy i Austria, ale obecnie musimy liczyć się z tym, że może to zrobić nawet Chorwacja, Bułgaria czy odległa Portugalia. W całym 2015 r. Polska otrzymała od zagranicznych służb 53 tys. zapytań na temat naszych kierowców. W 2016 r. wniosków o udzielenie informacji było już prawie 900 tys. a w ubiegłym roku ponad milion! Co istotne, dotyczą one nawet niewielkich przewinień i kwot – Austriacy potrafią wystawić mandat na kwotę 20 euro za przekroczenie prędkości o 7-8 km/h!
Jak długo będziemy czekali na mandat z zagranicy? Wszytko zależy od tego, jak szybko działa tamtejsza administracja. Zdarza się, że wezwania, zdjęcia i inne kwity docierają do zainteresowanych już w przeciągu 3-4 tygodni od momentu popełnienia wykroczenia. Częściej jest to miesiąc, a np. z Włoch potrafią przyjść nawet po roku. Pamiętajmy jednak, że każde Państwo ma wewnętrzne przepisy dotyczące przedawnienia – jeżeli dostaniemy mandat po wielu miesiącach to sprawdźmy, czy czasem nie jest on „przeterminowany”. Wystarczy wtedy odpisać na korespondencję wskazując, że mandat został wystawiony po przewidzianym w przepisach terminie.
Jak to działa?
Najpierw zagraniczne służby przesyłają do Krajowego Punktu Kontaktowego działającego przy CEPiK (odpowiada za niego Ministerstwo Cyfryzacji) wniosek o informacje na temat samochodu, którego kierowca popełnił wykroczenie. Najczęściej takie pytania przychodzą z Niemiec, Francji, Holandii, Austrii i Włoch. Najczęściej dotyczą przekroczeń prędkości, ale dość często zdarzają się również przejazdy na czerwonym świetle czy np. wyprzedzanie w niedozwolonym miejscu albo prawym pasem. KPK identyfikuje samochód i wysyła dane o jego właścicielu do zainteresowanych służb. Łącznie z jego adresem.
Jeżeli samochód jest zarejestrowany na osobę prywatną – dostajemy mandat pocztą (bardzo często jest sporządzony w języku polskim). Jeżeli na firmę albo leasingodawcę, to służby najpierw przesyłają pytanie o to, kto prowadził pojazd w danym dniu. Za uchylanie się od udzielenia takiej informacji grożą konsekwencje prawne, więc mało kto ignoruje wezwanie (w szczególności duże firmy leasingowe, działające na wielu rynkach).
Po otrzymaniu potrzebnych informacji, do kierowcy, który popełnił wykroczenie przesyłany jest materiał dowodowy (choć nie zawsze, w niektórych krajach nie jest to konieczne), pouczenie o konsekwencjach prawnych i mandat. Możemy nie przyznać się do winy, ale wówczas trzeba wskazać osobę, która faktycznie siedziała za kółkiem.
Zaawansowane urządzenia mierzą nie tylko prędkość, ale także odległość między autami
Możesz nie za płacić. Ale licz się z problemami
Wiele osób, które otrzymały mandat z zagranicy od razu wyrzuca go do kosza. Nie zdają sobie sprawy, że w przyszłości może się to na nich zemścić. Gdy nie opłacimy mandatu we wskazanym terminie grożą nam spore odsetki. Niekiedy również rośnie stawka samej grzywny – jeżeli w ciągu 60 dni nie opłacimy mandatu wystawionego przez włoską policję, to będziemy musieli pomnożyć go razy dwa! A jeżeli i tego nie zapłacimy to jeszcze pokryjemy koszty zatrudnienia przez Włochów specjalistycznej firmy windykacyjnej. To nie bajka. Zachodnie służby przestały przymykać oko na nasze wykroczenia i bezwzględnie zaczęły egzekwować każde euro.
Co więcej, jeżeli np. nie opłacimy mandatu z danego państwa a po jakimś czasie pojedziemy do niego jeszcze raz, to nawet podczas rutynowej kontroli drogowej (choćby na parkingu przy autostradzie) możemy znaleźć się w poważnych tarapatach. I to także wtedy, gdy będziemy innym samochodem niż poprzednio – lokalna policja łatwo nas zidentyfikuje na podstawie nazwiska i innych danych udostępnionych jej przez CEPiK. Zostaniemy zmuszeni do tego by uregulować zaległość na miejscu, wraz z odsetkami i innymi kosztami administracyjnymi.
Wypunktowani
System 24 punktów karnych, po przekroczeniu których traci się uprawnienia obowiązuje tylko w Polsce. Podróżując po Europie punktów nie zbieramy. Wyjątkiem jest Francja – tam do konta kierowcy też przypisywane są „karniaki” jednak inne niż te w Polsce. Jeżeli uzbieramy ich 12 to możemy dostać roczny zakaz poruszania się po drogach nad Loarą.
Niewykluczone, że w przyszłości te zasady się zmienią. Komisja Europejska planuje ujednolicenie systemu mandatowego w całej unii. Na razie mówi się tylko o punktach karnych, ale patrząc na to, jak wiele zmieniło się w ciągu ostatnich 3-4 lat w zakresie współpracy pomiędzy służbami z różnych krajów, to nie wykluczone jest, że w niedalekiej przyszłości kara za przekroczenie prędkości o 20 km/h będzie taka sama w Warszawie, jak i w Wiedniu. I pozostaje nam modlić się o to, żeby kwota mandatu była bliższa tej polskiej, a nie austriackiej…
Artykuł źródłowy: kiawiarnia